„Przyszliśmy, aby oddać hołd”


10 kwietnia 2010 roku wydarzyła się ogromna tragedia, która odciśnie piętno na naszym narodzie. Polski samolot z delegacją na pokładzie leciał na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Niestety rozbił się lądując w Rosji. Smoleńska ziemia po raz kolejny pochłonęła kwiat polskiej inteligencji. Wśród 96 ofiar katastrofy był Prezydent Rzeczypospolitej Polski Lech Kaczyński z żoną Marią, którzy oprócz córki osierocili cały polski naród.
            Od kilku dni Polacy oddają hołd pierwszej parze w Pałacu Prezydenckim. Ja także postanowiłam to uczynić. Gdy znaleźliśmy się na Starym Mieście w Warszawie o wpół do pierwszej w nocy z wtorku na środę tłum ludzi oczekujących na dostanie się do Sali Kolumnowej przeraził mnie, ale i ucieszył. Przeraził, ponieważ oznaczało to całonocne stanie w wijącej się wokół kolumny Zygmunta kolejce. Jednak ważniejsza była dla mnie ta iskierka radości w sercu, że Polacy potrafią się jednoczyć. W obliczu tak wielkiej tragedii płakał cały Polski naród. Na starym Mieście widziałam zarówno ludzi starszych, jak i dzieci, moich rówieśników oraz przybywających z odległych zakątków kraju.  Bez względu na poglądy polityczne wszyscy zjawili się, aby uczcić pamięć Prezydenta RP i jego małżonki. Wielu  jego przeciwników wyrażało skruchę z powodu gorzkich słów, jakie padały wcześniej z ich ust w kierunku Lecha Kaczyńskiego. Reprezentował on nasz kraj i zginął na służbie, za co należy oddać mu hołd. Nikt nie pomniejszał też zasług p. Marii.
            Kolejka przed Pałacem Prezydenckim stale rosła. Ludzie rozmawiali o tragedii, swoich odczuciach, wspominali osoby, które zginęły. Atmosfera była smutna i podniosła.
            Godziny płynęły, tłum posuwał się wolno do przodu. Zmęczenie i chłód co raz bardziej dawały się we znaki. Ale mało kto zrezygnował. W tych czarnych godzinach oczekiwania nie liczył się fizyczny ból ani spóźnienie do pracy czy szkoły. Czynniki zewnętrzne stały się nieistotne, ponieważ najważniejsze było oddanie hołdu prezydenckiej parze. W pewnym sensie odbyła się tam zbiorowa lekcja patriotyzmu. Ile jesteśmy w stanie znieść, aby uczcić wielkich Polaków? Tej nocy przekonałam się, że bardzo wiele. Świadczą o tym ludzie, którzy byli wtedy w moim najbliższym otoczeniu: mężczyzna kilka dni po chemioterapii, matka dwójki dzieci przybywająca z Kalisza, wreszcie kobieta na wózku inwalidzkim. Jestem pełna podziwu dla podobnych tysięcy ludzi.
            Polacy przynosili kwiaty, które odbierali od nich harcerze. Z tych tulipanów, róż i goździków został utworzony ogromny „dywan” przed wejściem do Pałacu Prezydenckiego. Wielu z nas przyniosło też znicze- symbol pamięci o zmarłych, a 10 kwietnia o elicie, która tworzyła Polskę. Ogromna ilość światełek tworzyła na chodnikach jeszcze większe „dywany”, które potęgowały nastrój zadumy i refleksji. Wśród zgromadzonych niejednokrotnie padało pytanie, czy potrzebna była tak wielka ofiara, aby świat usłyszał o Katyniu?
            Z każdą kolejną godziną emocje rosły. Świadomość, że z każdą minutą zbliżamy się do Pałacu Prezydenckiego, gdzie leży nasz prezydent powodowała szybsze bicie serca. Około godziny 6 rano zaczęły pojawiać się różne delegacje- Górnicy, „Solidarność”. Także reprezentacja Polski w piłce ręcznej z trenerem Bogdanem Wentą na czele. Później zjawiali się uczniowie warszawskich szkół.
            Przed 9 rano zbliżyliśmy się do Pałacu Prezydenckiego. Ucichły rozmowy. Wszyscy szli w zadumie, nikt nie zwracał uwagi na wszechobecne kamery i reporterów. Wreszcie, po prawie 9 godzinach oczekiwania, zjawiłam się w Pałacu Prezydenckim. Po przejściu przez dzieciniec, weszłam na pierwsze piętro, prosto do Sali Kolumnowej. Emocje sięgały zenitu. Świadomość tego, ,że za chwilę uklęknę przed parą prezydencką powodowała szybkie bicie serca i dreszcze na całym ciele. Gdy zobaczyłam trumny- najpierw Pana Prezydenta, potem jego małżonki, coś ścisnęło mnie za gardło, dopiero po chwili zorientowałam się, że lecą mi łzy. Były to łzy ogromnego bólu po stracie wspaniałych patriotów, którzy oddali swoje życie w służbie Ojczyźnie. Były to łzy rozpaczy pytające, kto teraz będzie bronił naszego kraju i uświadamiał świat, że były takie zdarzenia w naszej historii jak zbrodnia katyńska. Były to łzy współczucia dla rodziny zmarłych. Były to łzy tysięcy Polaków czujących, to, co ja. Uklękłam przed trumną z ciałem Lecha Kaczyńskiego, przeżegnałam się. Nie widziałam nic oprócz tej drewnianej skrzyni. Nie wiem, w jaki sposób wstałam i przeszłam kilka kroków. Przyklękłam, aby oddać hołd p. Marii Kaczyńskiej. Ponownie się przeżegnałam. Po chwili razem z innymi Polakami opuściłam Salę Kolumnową. Moje serce się uspokoiło. Czułam i widziałam u pozostałych spokój. Każdy z nas spełnił swoją misję.
            Niesamowite emocje towarzyszyły mi i innym ludziom oddającym hołd parze prezydenckiej. Nikt nie żałował kilkugodzinnego oczekiwania na tych kilka chwil. Wszyscy poczuliśmy ogromną wspólnotę, jakiej nie było od dawna w polskim narodzie.
Mam nadzieję, że długo będziemy pamiętać o tym, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Liczę, że nie zapomnimy o zjednoczeniu, które przyniosła nam śmierć kwiatu polskiej inteligencji.

 
Gabriela Czekirda 
uczennica klasy IIIA